______________________________________________________________________ ___ __ ___ ___ _ ___ ____ | _| _ _ _ ___ / _|| || | | || | |_ || |_ | \ | || || | / / | | || | | | || | | / / | _| | \| || || | | _/ / | _|| | | _| || \ / /_ | |_ | |\ || || | |__/ |_| |___|| | ||_|\_\|____||___| |_| |_||_||_|_| |___| _______________________________________________________________________ Piatek, 29.04.1994 ISSN 1067-4020 nr 102 _______________________________________________________________________ W numerze: Anna Biedrzycka - Historia pewnej kolekcji Eric Hobsbawm - Nowa grozba dla historii Nika Materska, Ewa Popiolek - Mr. Professor lapie karaluchy Jacek Walicki - Paszkwil na konserwe, czyli skumbrie w tomacie Dariusz Lukasiewicz - Insurekcja pod przymusem Jurek Karczmarczuk - Kacik kulinarny: Mussaka _______________________________________________________________________ Obchodzimy rowna rocznice Powstania Kosciuszkowskiego i zamieszczamy przedruk felietonu okolicznosciowego. Trudno go nazwac hura-patriotycznym i balwochwalczym, oj, trudno! Ale mamy nadzieje, ze nikt sie nie obrazi, zreszta nie za bardzo wiadomo na kogo, a jesli ktos uzna, ze zgryzliwe uwagi autora pod adresem naszego spoleczenstwa i niektorych Wodzow sa nieudane, zapraszamy do dyskusji. A moze ktos napisze cos o generale Bemie, ktory wlasnie wtedy sie urodzil? Wznawiamy kacik kulinarny, zaniedbany nieco przez klopotliwa kuchnie TeXowo-PostScriptowa. Prosimy o przepisy. Zechciejcie drodzy Czytelnicy wziac jednak pod uwage, ze nie o suche przepisy nam chodzi (mamy naprawde bogata literature), ale o sercu mila poezje kulinarna. No i nie myslcie, ze przoczylismy fakt odkrycia kwarku <> przez piekielnych kuchmistrzow z Fermilabu. Za to bedzie nagroda Nobla. Ale niestety nic na ten temat nie napiszemy, chyba, ze wsrod Czytelnikow znajdzie sie zapalony popularyzator. J. K_uk _____________________________________________________________________ "Tygodnik Solidarnosc" 41/1993, wpisal Jurek K_ek HISTORIA PEWNEJ KOLEKCJI ======================== *Zbiory berlinskie - bezcenny, rozlegly zbior wielojezycznych rekopisow z okresu od VIII do XX w.; starych drukow, nadzwyczajnych muzykaliow zawierajacych m.in. ponad 200 rekopisow muzycznych z XII-XVIII w. i okolo 400 woluminow autografow z XVII-XIX w. w tym: J. S. Bacha, W. A. Mozarta, L. van Beethovena, F. Schuberta, R. Schumanna i innych; grafik ze slynna kolekcja ok. 50 rekopisow ilustrowanych (tzw. Libri picturali) z XVI-XVIII w.; map i atlasow - w Polsce zwane sa, po prostu, "Berlinka".* Zbiory te, latami traktowane przez polskie wladze jako sprawa "scisle tajna", staly sie obecnie przedmiotem dyskusji. Niemcy, ktorzy energicznie domagaja sie zwrotu dziel sztuki i obiektow kultury utraconych podczas II Wojny Swiatowej, pragneliby odzyskac takze zbiory biblioteczne znajdujace sie obecnie w Bibliotece Jagiellonskiej. Losy "Berlinki" sa bardzo pogmatwane, a zarazem tak znamienne dla powojennej historii naszego kraju, ze warto je - korzystajac z wypowiedzi chyba najlepiej w nich zorientowanego bylego dyrektora Biblioteki Jagiellonskiej, Jana Pirozynskiego - przypomniec. Juz jesienia 1941 r. najcenniejsze zbiory Pruskiej Biblioteki Panstwowej w Berlinie (Preussische Staatsbibliothek), obejmujacej kolekcje "rara" i "rarissima", zostaly wywiezione ze stolicy III Rzeszy w obawie przed nalotami aliantow i rozlokowane w wybranych zamkach i klasztorach. W latach nastepnych akcje te kontynuowano. W ten sposob znaczna czesc zabezpieczonych obiektow trafila na Dolny Slask (dzisiejszy Ksiaz pod Walbrzychem), a pozniej do Krzeszowa pod Kamienna Gora. Tam bezpiecznie przetrwaly wojne i burzliwy okres tuz po jej zakonczeniu. Po wojnie, w latach 1946-47, pracownicy Delegatury Ministra Oswiaty do zabezpiecznia ksiegozbiorow opuszczonych i porzuconych z siedziba w Bibliotece Jagiellonskiej, przetransportowali je do Krakowa - wraz z innymi zbiorami ratowanymi przed zniszczeniem i kradzieza. Zbiory berlinskie, zachowane na ogol w znakomitym stanie, zostaly zabezpieczone w Bibliotece Jagiellonskiej i stanowily wedlug polskiego prawa wlasnosc skarbu panstwa. Uporzadkowano je i spisano, pozostawiajac oryginalne sygnatury, czesto cytowane w fachowej literaturze. Az do konca lat siedemdziesiatych losy "Berlinki" to zalosny splot nieodpowiedzialnych i czesto sprzecznych ze soba decyzji, podejmowanych na szczeblu partyjno-rzadowym. Przypuszczalnie Warszawa poczatkowo traktowala te zbiory jako material przetargowy w przyszlych pertraktacjach z Niemcami. Poza tym, mialy one, chociaz czesciowo, powetowac straty poniesione w czasie wojny przez kulture polska. Wkrotce powstaly jednak dwa panstwa niemieckie, pozniej dwie biblioteki: Niemiecka Biblioteka Panstwowa w Berlinie Wschodnim (Deutsche Staatsbibliothek) oraz Biblioteka Pruskiego Dziedzictwa Kultury w Berlinie Zachodnim (Staatsbibliothek Preussischer Kulturbesitz). Obie zaczely poszukiwac zbiorow zdeponowanych w czasie wojny na Dolnym Slasku. Szczegolnie dopominala sie o nie NRD. T ymczasem wladze polskie nie byly w stanie podjac zadnej rozsadnej decyzji w sprawie zbiorow. Przyjeto wowczas absurdalne, a zarazem niezgodne z zasadami stosowanymi w cywilizowanym swiecie, zalozenie, by ukrywac fakt przechowywania zbiorow w Krakowie, otoczyc je scisla tajemnica i zabronic do nich dostepu. Takie postepowanie wzbudzilo miedzynarodowe oburzenie swiata nauki i zaowocowalo licznymi protestami. Jednoczesnie umozliwilo powstanie i rozpowszechnienie zupelnie fantastycznych opowiesci na temat losow i stanu zachowania "Berlinki". W 1959 roku czesc zbiorow - okolo 127 000 tomow, w tym 57 000 gazet i czasopism - przekazano Niemieckiej Bibliotece Panstwowej w Berlinie Wschodnim. W 1977 r. Gierek oddal Honeckerowi jako "dar narodu polskiego" szesc autografow: J. S. Bacha, W. A. Mozarta i L. van Beethovena wlacznie z IX Symfonia. Przewazajaca czesc "Berlinki" pozostala jednak w Krakowie. Dyrekcja Biblioteki Jagiellonskiej byla bezsilna wobec centralnych decyzji partyjno-rzadowych i w tej sprawie nie miala nic do powiedzenia, co dyskredytowalo ja w miedzynarodowym swiecie nauki. Sytuacja zmienila sie z koncem lat siedemdziesiatych, kiedy po dlugich staraniach, bombardowana zapytaniami z zagranicy, dyrekcja uzyskala zgode Ministerstwa Nauki, Szkolnictwa Wyzszego i Techniki na udostepnianie "Berlinki". Odbylo sie to jednak w sposob zgola kuriozalny, gdyz na udostepnienie pozycji nalezalo kazdorazowo uzyskac decyzje dyrektora odpowiedzialnego departamentu ministerstwa! Dopiero w 1981 r., na posiedzieniu specjalnej komisji miedzyresortowej, przyjeto zasade swobodnego udostepniania zbiorow berlinskich. Wreszcie, zbiory te zostaly wlaczone do normalnego obiegu naukowego. Od dwunastu lat do biblioteki sciagaja zainteresowani zbiorami muzykolodzy, historycy, historycy sztuki i germanisci z calego swiata. Po zjednoczeniu Niemiec zbiorami interesuje sie takze Staatsbibliotek zu Berlin Preussischer Kulturbesitz, czyli instytucja powstala po zespoleniu bibliotek wschodnio- i zachodnioniemieckiej. Dwukrotnie goscil w Krakowie dyrektor tej biblioteki, zwracajac sie z propozycja podjecia formalnej wspolpracy miedzy bibliotekami. Oczywiste, ze Niemcom zalezy na odzyskaniu zbiorow znajdujacych sie w Krakowie. Z posiadanych przez nasze biblioteki przed 1939 r. 2,6 miliona tomow, przetrwala wojne zaledwie jedna trzecia. Gros tych strat bylo rezultatem planowej akcji Niemcow niszczenia dorobku polskiej kultury. Najdotkliwiej ucierpiala spalona Biblioteka Narodowa w Warszawie, w ktorej w czasie wojny znalazlo sie takze wiele bardzo cennych zbiorow prywatnych przywiezionych z prowincji w przekonaniu, ze znajda tu schronienie przed zniszczeniami i wojenna zawierucha. Z poczatkiem pazdziernika 1944 r., po upadku powstania, niemieckie "Brandtkommando" spalilo z pelna premedytacja 50 tysiecy rekopisow, okolo 2,5 tysiaca inkunabulow i kilkaset tysiecy innych zbiorow specjalnych, zgromadzonych w gmachu Biblioteki Krasinskich. Zgodnie z miedzynarodowymi umowami, ktore zreszta Polska ratyfikowala, zbiory biblioteczne i muzealne, uwazane za dorobek europejski, powinny pozostac tam, gdzie powstaly. W mysl tych ustalen, Niemcy sa sklonni zwrocic Polsce zrabowane dziela sztuki, pod warunkiem, ze zostanie wskazane miejsce ich obecnego przetrzymywania. Co z tego, ze Polska glosno mowi o wywiezionym z Polski np. obrazie Rafaela, skoro nie wiadomo gdzie jest przechowywany. Jesli nawet jest prawda, ze w sejfie w Australii, to zaden z tego pozytek. Nie potrafimy udowodnic, co nam zginelo, poniewaz brakuje zdjec, opisow. W Polsce przed wojna wielu obiektow muzealnych i bibliotecznych nie skatalogowano. Prawdopodobnie stracilismy bezpowrotnie na Wschodzie wielkie zbiory sztuki, w tym ksiazek. Polska nie ma duzych szans, by je odzyskac, wymieniajac chocby niektore dobra kultury polskiej powstalej lub zgromadzonej we Lwowie i okolicach, np. zbiory obecnej Lwowskiej Galerii Obrazow, Muzeum im. Ksiazat Lubomirskich, Biblioteki Baworskich, Oddzialu Muzeum Narodowego im. Jana III we Lwowie, zbiorow zamkowych w Podhorcach, Zolkwi, Rozdole. Tragiczna jest sytuacja Biblioteki im. Ossolinskich, rozdartej pomiedzy Lwow a Wroclaw. Sytuacja prawna tych zbiorow jest odmienna od pozostalych, poniewaz zbiory te, co wyraznie zostalo zaznaczone w dokumentach zalozycielskich Zakladu im. Ossolinskich, zostaly ofiarowane narodowi polskiemu. Tym samym nie mozna stosowac wobec nich wspomnianego wczesniej prawa, zgodnie z ktorym spuscizna kulturowa, jako dorobek europejski, powinna zostac tam, gdzie powstala. Niestety, wielu ludzi o tym nie wie i z tego powodu sklonni sa pozostawic te zbiory we Lwowie. Inny przyklad, z Litwy. Przekazano juz na Litwe pierwszy wykaz lituanikow znajdujacych sie w Polsce, my zas nie mozemy doprosic sie archiwaliow bialostockich z XX-lecia miedzywojennego, ktore byly wywiezione na Litwe przez radzieckie wladze okupacyjne i ktore znajduja sie tam do dzis. Wiele obiektow polskich przeszlo koszmar wtornej wywozki. Przykladem moze byc los kolekcji wilanowskiej. Niemcy, realizujac akt Hansa Franka o konfiskacie dziel sztuki, wywiezli ja na Slask i w glab Rzeszy. Pozniej "zabiezpieczyla" je Armia Czerwona i wywiozla do ZSRR. Do dzisiaj prezentowane sa np. w muzeum w Carskim Siole obrazy Pompea Battoniego, z wyraznymi sygnaturami muzeum wilanowskiego. Moze w tym i podobnych przypadkach istnieje szansa na odzyskanie tych obiektow. W sytuacji jednak, gdy nie wiadomo, gdzie dokladnie w Rosji znajduje sie dzielo, sprawa staje sie beznadziejna. Rosjanie sami nie wiedza, co zrabowala Armia Czerwona i gdzie znajduja sie lupy. Nie dysponuja takze zadnymi katalogami. Nie sposob nie wspomniec o wielkich polskich zbiorach prywatnych, gromadzonych przez wieki w dworach i palacach na kresach. Skladaly sie na nie nie tylko kolekcje obrazow, zbiory broni bialej i palnej, strojow, kobiercow, mebli, ale tez rodowe dokumenty i liczne ksiegozbiory gromadzone przez cale pokolenia. Po wielu slad zaginal - zostaly zlupione i rozkradzione. W sprawie "Berlinki" mozna przyjac, rzecz jasna, dwie opcje: albo ja zwrocic, albo zatrzymac. Zwolennicy tej drugiej opcji argumentuja, ze Polska ma polityczne i moralne prawo do posiadania np. "Berlinki", jako przynajmniej czesciowego zadoscuczynienia za straty i zniszczenia dokonane przez Niemcow; za inwazje, w czasie ktorej rozmyslnie niszczono kulture polska. Anna Biedrzycka ____________________________________________________________________ "The New York Review of Books", 16.12.1993 przetlumaczyl, skrocil i przypisami opatrzyl: Mirek Bielewicz NOWA GROZBA DLA HISTORII ======================== Wyklad inauguracyjny na rozpoczecie roku akademickiego 1993/94 na otwartym niedawno Uniwersytecie Srodkowoeuropejskim w Budapeszcie Prosbe o wygloszenie wykladu inaugurujacego ten rok akademicki na Uniwersytecie Srodkowoeuropejskim uwazam za osobisty zaszczyt. Spelniam ja z niezwyklym odczuciem, bowiem chociaz naleze do drugiego juz pokolenia urodzonych w Anglii obywateli, to jednak jestem rowniez srodkowoeuropejczykiem. W rzeczy samej, bedac Zydem, jestem oczywiscie czlonkiem diaspory narodow srodkowoeuropejskich. Moj dziadek przybyl do Londynu z Warszawy. Moja matka pochodzila z Wiednia, jakoz i moja zona, ktora obecnie mowi lepiej po wlosku niz po niemiecku. Matka mojej zony jako dziecko mowila jeszcze po wegiersku, a jej rodzice w pewnym okresie swojego zycia w starej monarchii posiadali sklep gdzies w Hercegowinie. Pojechalismy raz z zona do Mostaru z zamiarem odnalezienia sladow tego sklepu, jeszcze w okresie kiedy w tej nieszczesnej czesci Balkanow panowal spokoj. Dawno temu sam mialem pewne koneksje z wegierskimi historykami. A wiec przybywam do was jako <>, ktory jednoczesnie w jakis posredni sposob jest rowniez <>. Coz chce wam powiedziec? Pragne mowic o trzech sprawach. Pierwsza dotyczy Europy Srodkowej i Wschodniej. Jesli ktos z was stamtad pochodzi, a zakladam, ze prawie kazdy z was moze to stwierdzic, to jestescie obywatelami krajow, ktorych status jest w podwojny sposob niepewny. Nie twierdze, ze srodkowo- i centralnoeuropejczycy maja monopol na niepewnosc. Jest ona obecnie w swiecie bardziej powszechna niz kiedykolwiek indziej. Jednakowoz wlasnie wasz horyzont jest szczegolnie mocno zachmurzony. W czasie mojego tylko zycia przez wszystkie kraje w waszej czesci Europy przetoczyla sie wojna; zostaly one podbite, byly okupowane, wyzwolone i od nowa okupowane. Kazde z tych panstw ma inne granice niz w czasie, kiedy ja sie urodzilem. W momencie moich urodzin istnialo tylko szesc sposrod dwudziestu trzech krajow widniejacych obecnie na mapie pomiedzy Triestem a Uralem, a raczej moglo istniec, gdyby nie okupowaly ich jakies obce wojska, a mianowicie: Rosja, Rumunia, Bulgaria, Albania, Grecja i Turcja, bowiem ani Austrii po 1918 roku, ani Wegier po tym samym roku nie mozna porownac z Wegrami Habsburskimi czy z Monarchia Austro-Wegierska. Niektore panstwa powstaly po I Wojnie Swiatowej, inne dopiero po 1989 roku. Jest w tej grupie kilka krajow, ktore nigdy w dziejach nie mialy statusu niepodleglej panstwowosci w nowozytnym sensie, albo ktore mialy go przez krotki okres - przez rok czy dwa lata, przez jedno czy tez dwa dziesieciolecia - i nastepnie go utracily, a niektore go znow odzyskaly: jak trzy male Republiki Baltyckie, Bialorus, Ukraina, Slowacja, Moldawia, Slowenia, Chorwacja, Macedonia, zeby juz nie wymieniac innych krajow polozonych dalej na wschod. W okresie mojego zycia niektore kraje powstaly i rozpadly sie, jak np. Jugoslawia i Czechoslowacja. Jest rzecza calkowicie normalna dla starszego mieszkanca jakiegos miasta srodkoweuropejskiego, ze posiadal on dokumenty osobiste wystawione w trzech kolejno po sobie nastepujacych panstwach. Ktos w moim wieku z Lemberga czy z Czerniowiec zyl w czterech panstwach, nie wliczajac w to wojennych okupacji; a ktos z Munkacza mogl zyc w pieciu panstwach, jesli wliczymy w to chwilowa autonomie Rusi Zakarpackiej w 1938 roku. W bardziej cywilizowanych czasach, jak np. w roku 1919, czlowiekowi temu zostawiona by byla opcja wyboru przynaleznosci obywatelskiej, ale od czasow II Wojny Swiatowej bywal on albo wygnany sila, albo wcielany wbrew swej woli do nowego panstwa. A wiec gdzie przynalezy srodkowo- czy wschodnioeuropejczyk? Kim jest on czy ona? Pytanie to bylo bardzo realne dla ogromnej liczby ludzi, i jest takim w dalszym ciagu. W niektorych krajach jest to pytanie laczace sie z wyborem pomiedzy zyciem i smiercia, a w prawie wszystkich krajach wplywa ono nieraz determinujaco na sytuacje prawna ludzi i ich zyciowe szanse. Jednakowoz istnieje jeszcze inna, bardziej kolektywna niepewnosc. Wiekszosc krajow Europy Wschodniej nalezy do tej czesci swiata, dla ktorej dyplomaci i eksperci ONZ-owscy od 1945 r. probowali ukuc uprzejme eufemizmy: "kraje niedorozwiniete" czy "kraje rozwijajace sie", chcac przez to powiedziec, ze sa one wzglednie czy tez absolutnie biedne i zacofane. Pod pewnymi wzgledami nie istnieje zadna wyrazna linia graniczna miedzy tymi dwiema Europami, lecz raczej ukosne zbocze rozciagajace sie na wschod i na zachod od tego, co moglibysmy okreslic jako glowny lancuch gorski albo szczyt europejskiej ekonomicznej i kulturalnej dynamiki, ktory przebiega od polnocnych Wloch poprzez Alpy do polnocnej Francji i Niderlandow, i ma swe przedluzenie za Kanalem La Manche az w Anglii. Mozna go wytropic w handlowych szlakach okresu sredniowiecza, a takze na mapie ukazujacej miejsca z zabytkami architektury gotyckiej, jak rowniez w liczbach podajacych dochod narodowy w tym regionie w obrebie Europejskiej Wspolnoty Gospodarczej. W istocie obecnie ten region w dalszym ciagu jest kregoslupem EWG. Otoz istnieje historyczna linia oddzielajaca Europe "zaawansowana" od Europy "zacofanej", ktora dawniej przebiegala mniej wiecej przez srodek cesarstwa Habsburgow. Wiem, ze ludzie sa na ten temat szczegolnie wrazliwi. Lublana mysli o sobie, ze znajduje sie o wiele blizej centrum cywilizacji niz, powiedzmy, Skopje, Budapeszt - blizej niz Belgrad, a obecny rzad w Pradze nie zyczy sobie nawet, zeby jego kraj nazywal sie "srodkowoeuropejskim" z obawy, zeby nie skazil go kontakt ze wschodem. Uparcie mowi o swej wylacznej przynaleznosci do Zachodu. Moim zdaniem jednak zaden kraj ani region w Europie Centralnej i Wschodniej nie uwazal, ze znajduje sie w tym centrum. Kazdy z nich spogladal gdzies indziej w poszukiwaniu modelu prawdziwego postepu i nowoczesnosci, nawet, jak podejrzewam, wyksztalcona klasa srednia Wiednia, Budapesztu i Pragi. Spogladali na Paryz i Londyn, tak jak intelektualisci z Belgradu i Ruse, miejsca urodzenia Eliasza Canettiego w Bulgarii [1], spogladali na Wieden. [...] Dziewietnastowieczna i dwudziestowieczna historia krajow zacofanych jest historia usilowan dogonienia bardziej zaawansowanego swiata poprzez jego nasladowanie. Japonczycy w dziewietnastym wieku obrali sobie za wzor Europe, zachodni Europejczycy po Drugiej Wojnie Swiatowej imitowali gospodarke amerykanska. Historia Europy Centralnej i Wschodniej w dwudziestym wieku jest zasadniczo historia usilowan dogonienia poprzez nieudane nasladownictwo kilku modeli jeden po drugim. Po 1918 roku, kiedy wiekszosc krajow zwycieskich byla nowymi krajami, model stanowila zachodnia demokracja i ekonomiczny liberalizm. Prezydent Wilson - czyz dworzec centralny w Pradze nie jest jego imienia? - byl swietym patronem tego regionu, z wyjatkiem bolszewikow, ktorzy poszli swoja droga. (Wlasciwie oni rowniez mieli obce wzorce: Rathenaua [2] oraz Henry Forda.) To jednak nie zadzialalo. W latach 20-tych i 30-tych model sie nie sprawdzil politycznie i ekonomicznie. Wielka Depresja zlamala w koncu wielonarodowosciowa demokracje nawet i w Czechoslowacji. Kilka z tych krajow probowalo wowczas przez krotko flirtowac z modelem faszystowskim, ktory prezentowal sie jako ekonomiczny i polityczny sukces lat 30-tych. (Sklonni jestesmy zapominac, ze nazistowskie Niemcy odniosly nadzwyczajny sukces w przezwyciezeniu Wielkiej Depresji.) Integracja z wielkoniemieckim systemem ekonomicznym rowniez nie udala sie. Niemcy zostaly pokonane. Po 1945 roku wiekszosc z tych krajow wybrala - albo zostala zmuszona do jego wybrania - model bolszewicki, ktory w zasadzie polegal na modernizacji zacofanych gospodarek rolniczych poprzez planowa rewolucje przemyslowa. Nie mialo to nigdy wiekszego znaczenia dla kraju obecnie zwacego sie Republika Czeska, ani dla kraju zwanego do 1989 roku Niemiecka Republika Demokratyczna, natomiast mialo znaczenie dla wiekszosci tego regionu, wlacznie z ZSRR. Nie musze wam mowic o ekonomicznych niedoskonalosciach i wadach tego systemu, ktore w rezultacie doprowadzily do jego zalamania sie, ani tym bardziej o nieznosnych, coraz bardziej nieznosnych systemach politycznych narzuconych Europie Centralnej i Wschodniej. W jeszcze mniejszym stopniu musze wam przypominac o niewiarygodnych cierpieniach sprowadzonych na narody bylego ZSRR, zwlaszcza w zelaznym uscisku Jozefa Stalina. Jednoczesnie jednak musze stwierdzic, chociaz wielu z was moze sie nie zgodzic z moim stwierdzeniem, ze do pewnych granic system ten dzialal lepiej niz jakikolwiek inny od upadku kilku monarchii w 1918 r. Dla wiekszosci zwyczajnych obywateli najbardziej zacofanych krajow tego regionu - powiedzmy Slowacji i wiekszosci Polwyspu Balkanskiego - byl to prawdopodobnie najlepszy okres w ich dziejach. System zalamal sie, poniewaz pod wzgledem ekonomicznym coraz bardziej sie usztywnial i przestawal dzialac, a szczegolnie przez to, ze okazal sie w rezultacie niezdolny do wytworzenia czy tez ekonomicznego wykorzystania innowacji, nie mowiac juz o stlumieniu intelektualnej oryginalnosci. Co wiecej, okazalo sie niemozliwym ukrycie przed lokalna ludnoscia faktu, iz inne kraje dokonaly znacznie wiekszego postepu materialnego niz kraje socjalistyczne. Jesli pozwolicie, okresle to innymi slowami: system ten zalamal sie, poniewaz przecietni obywatele okazali w stosunku do niego obojetnosc lub wrogosc, i poniewaz same rezymy stracily wiare w to, w co udawaly ze wierza. A zatem, jakkolwiek by to opisywac, system ten zalamal sie w najbardziej spektakularny sposob w latach od 1989 do 1991. A jak to jest obecnie? Teraz jest inny model, ktory kazdy pospiesznie nasladuje: w zyciu politycznym - demokracja parlamentarna, a w sferze gospodarczej - skrajnosci kapitalistycznego wolnego rynku. W obecnej formie nie jest to wlasciwie model, lecz glownie reakcja na to, czego juz nie ma. Moze ta sytuacja sie ulozy i wszystko bedzie dzialalo bardziej sprawnie - jesli powstana warunki na to ulozenie. Gdyby nawet tak mialo sie stac, to jednak z perspektywy doswiadczenia historycznego od 1918 r. nie istnieje wieksze prawdopodobienstwo, ze ten region, z mozliwymi marginesowymi wyjatkami, dolaczy do klubu "prawdziwie" zaawansowanych i nowoczesnych krajow. Rezultaty nasladowania prezydenta Reagana oraz pani Thatcher przyniosly rozczarowanie nawet w krajach nie spustoszonych wojna domowa, chaosem i anarchia. Powinienem tez dodac, ze rezultatow wprowadzania w zycie modelu Reaganowsko-Thatcherowskiego w krajach, w ktorych ten model powstal, wcale nie charakteryzowalo wspaniale powodzenie, ze uzyje tutaj typowo brytyjskiego niedomowienia. Tak wiec, ogolnie rzecz biorac, narody Centralnej i Wschodniej Europy w dalszym ciagu beda zyly w krajach rozczarowanych swoja przeszloscia, prawdopodobnie niezmiernie niezadowolonych ze swojej terazniejszosci, oraz niepewnych swojej przyszlosci. Jest to bardzo niebezpieczna sytuacja. Ludzie zaczna szukac kogos, na kogo by mogli zwalic wine za swoje niepowodzenia i brak poczucia bezpieczenstwa. Ruchy spoleczne i ideologie, ktore najprawdopodobniej skorzystaja na tych nastrojach, nie sa, przynajmniej w tej generacji, tymi, ktore pragna powrotu do jakiejs wersji czasow sprzed 1989 r. Raczej beda to ruchy inspirowane przez ksonofobiczny nacjonalizm i nietolerancje. Najlatwiejsza zawsze rzecza jest obarczyc wina obcych. Eric Hobsbawm *Dokonczenie w nastepnym numerze <>* - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - [1] Eliasz Canetti, pisarz niemiecki urodzony w Bulgarii (1905-), autor slynnej powiesci "Auto da fe" 1935), laureat literackiej Nagrody Nobla (1981). [2] Walther Rathenau (1867-1922), polityk niemiecki; wspolorganizator niemieckiego przemyslu wojennego. 1922 - minister spraw zagranicznych, podpisal traktat w Rapallo, zamordowany. _______________________________________________________________________ "Zycie Warszawy", 8.02.1994; znalazl Zbyszek Pasek MR. PROFESOR LAPIE KARALUCHY ============================ *Uniwersytet Warszawski zatrudnia obecnie 78 cudzoziemcow na stanowiskach nauczycieli akademickich. Najwiecej jest wsrod nich Brytyjczykow i Amerykanow. Wiekszosc z nich uczy w Polsce przez jeden lub dwa semestry w ramach umowy miedzyrzadowej zawieranej na 5 lat.* - Na waszym uniwersytecie podoba mi sie kameralnosc zajec. W malej salce z niewielka grupa studentow moge zrobic duzo wiecej, niz podczas wykladow w auli kairskiej uczelni - mowi Ahmed Nazmi, wykladowca orientalistyki. - W Egipcie, gdzie uczylem, zanim trafilem do waszego kraju, panuja inne zwyczaje - sztywne, oficjalne stosunki. Bezposredni kontakt ze studentami jest dla mnie wazniejszy, niz najlepsze pomoce naukowe, ktorych jest u was malo. UW zatrudnia 78 obcokrajowcow na stanowiskach nauczycieli akademickich. Na prace w Polsce nie musza miec zgody Wojewodzkich Urzedow Pracy, wystarczy wiza wielokrotna wazna na okres zatrudnienia na uczelni. Najwiecej cudzoziemcow przyjezdza do nas z krajow anglojezycznych: USA, Wielkiej Brytanii, Kanady oraz Bliskiego Wschodu. Jest tez kilku Niemcow i Francuzow, a takze Finowie, Wegrzy czy Czesi. - Praca ze studentami polskimi to jedno z najciekawszych moich doswiadczen - mowi wykladowca literatury amerykanskiej. - Nie wiedza rzeczy oczywistych nawet dla amerykanskich dzieci, ale sa spostrzegawczy, zadaja smiale pytania. Lubie ich sposob myslenia. Amerykanscy studenci wydaja sie przy nich sztampowi. W ich esejach nie zobacze niegrzecznych zwrotow "czarnuch" czy "kobieca inteligencja", ale nie przeczytam tez nic co mnie zastanowi. Niektorym jednak przeszkadza niefrasobliwosc studentow i polski balagan. - To straszne miejsce - twierdzi Mr. Tomys, kulturoznawca brytyjski. - Nikt nikogo nie kontroluje, brak kontroli nauczycieli ze strony uczelni, brak sprawdzania listy na zajeciach. Studenci prosza o "zal." na koniec semestru, zamiast zdawac porzadny egzamin, a trzy prace w semestrze to dla nich za duzo. Na mojej uczelni test byl co tydzien i wszyscy sie cieszyli. Zagraniczni wykladowcy ucza w Polsce w ramach umow miedzyrzadowych, ktore zawiera sie zwykle na 5 lat. Na etat zapewniany przez taka umowe przyjezdza czesto kilka osob, z ktorych kazda zostaje tu przez jeden lub dwa semestry. Uniwersytet placi im tyle samo co Polakom, a ambasady doplacaja jeszcze polowe tej pensji. Niektorzy cudzoziemcy mimo nieatrakcyjnych warunkow finansowych decyduja sie zostac dluzej. - Do Polski przyjechalem na poczatku lat 80. na rok. Wtedy wlasnie wprowadzono stan wojenny - wspomina Mr. Philip Smith z anglistyki. - Pierwszy raz w zyciu poczulem, ze Historia dzieje sie tu i teraz, chyba dlatego postanowilem zostac dluzej. Dostalem mieszkanie pelne karaluchow. Moje przekonania ekologiczne nie pozwolily mi ich zabijac, wynosilem wiec kazdego w sloiku na lono natury. Wkrotce jednak sytuacja zmusila mnie do zakupu "Prusakolepu" i to byl koniec moich przekonan. Cudzoziemcy zgadzaja sie, ze obserwacja zycia akademickiego na warszawskiej uczelni moze byc zrodlem przykladow, ktore swietnie uzupelniaja prowadzone przez nich zajecia. - W Polsce po raz pierwszy wyplacono mi pensje w banknotach - mowi podczas wykladu Ms. Margaret Soltan, specjalistka od modernizmu w kulturze. - Zobaczylam prawdziwa ekonomie wczesnokapitalistyczna, ciezar pieniadza, a nie tylko zmiane cyferek na mojej karcie kredytowej. Przekonalam sie, co to znaczy prawdziwa machina biurokracji, dopiero teraz moge w pelni docenic geniusz Kafki, ktory dotad byl dla mnie dosc teoretyczny. Studenci lubia zajecia z cudzoziemcami, uwazaja je za zabawniejsze, niekiedy traktuja "natywnych" z przymruzeniem oka. Tylko czasem maja im cos za zle. - Zdarzylo nam sie miec zajecia z pewnym Kolumbijczykiem, ktory przyznawal, ze traktuje prace w Polsce jako rodzaj poczekalni. Chcial przedostac sie na Zachod, a ze nie mogl tego zrobic od razu, zdecydowal sie uczyc tutaj - mowia studenci dziennikarstwa. - Amerykanie czasem traktuja nas jak zupelnych barbarzyncow. Tlumacza, co to DNA albo wyjasniaja z cala powaga, ze wynaleziono juz telefony z przyciskanymi numerkami, na ktorych nie trzeba wykrecac numerow. - Kiedy na pierwszym roku mialam zajecia z "natywem" mowiacym wylacznie piekna, oksfordzka angielszczyzna, zrobilam radosne zalozenie, ze nie rozumie po naszemu - wspomina studentka. Pol roku obgadywalysmy bezczelnie jego krawaty, az pewnego razu uslyszalysmy, jak facet mowi po polsku nie gorzej od nas... Nika Materska, Ewa Popiolek - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - [Drobna uwaga skladacza dyzurnego. Niewiele z tego tekstu wynika bezposrednio, natomiast pozwala on postawic kilka pytan. Dlaczego wsrod zagranicznych wykladowcow na wyzszych uczelniach dominuja Anglosasi? Czy jest to nasza polityka lub tradycja, czy innych? Czy Niemcy, ktorzy na rynku sa wszechobecni, w dziedzinie ksztalcenia odpuscili z wlasnej woli, czy im sie utrudnia? Co z Francuzami, przeciez inicjatyw kulturowych i dydaktycznych poza wyzszymi uczelniami, np. w Instytucie Francuskim jest sporo. Wyznam, ze nie rozumiem. Chcialbym tez ow przyklad z Amerykanami wyjasniajacymi, ze sa telefony cyfrowe, moc traktowac czysto rozrywkowo, a nie jako przyklad na to, ze *native speakers* przyjezdzajacy do nas to sa zbyt czesto "odrzuty eksportowe", tacy, ktorym poziom kompetencji utrudnil znalezienie pracy u siebie... Jurek K_uk.] _______________________________________________________________________ Jacek Walicki PASZKWIL NA KONSERWE CZYLI SKUMBRIE W TOMACIE... ================================================ Widmo utopijnego konserwatyzmu krazy nad Polska. Utopijny konserwatyzm niesie tyle samo wartosci co utopijny socjalizm. I choc nikt rozsadny nie rozwaza juz utopijnego socjalizmu, to w dziwny sposob utopijne aspekty konserwatyzmu dominuja dyskusje nad jego praktycznymi cechami. Jest to wielkie demagogiczne klamstwo. Konserwatyzm ma byc sluszny, bo jest antyteza totalitarnego socjalistycznego panstwa. Ale jezeli to prawda, to moze sie to tylko odnosic do konserwatyzmu utopijnego, nigdzie i nigdy nie istniejacego. Bo w praktyce za wygodna zaslonka utopijnego konserwatyzmu chowa sie bardzo realne lenistwo, egoizm, domaganie sie respektu dla moich roszczen, i jednoczesnie ignorowanie cudzych praw. Pewni ludzie i ich politycy maja paszcze pelne konserwatyzmu, co w praktyce oznacza "wara ci od mojego zycia, ale twoje to ja ustawie wedlug mojego widzimisie, bo pod oslona ochrony moich praw, zapewnie sobie, ze Panstwo odbierze ci twoje, zwlaszcza te odmienne od moich zasad". Reagan to byl, zwlaszcza wg. Polakow, modelowo konserwatywny prezydent. Konserwatyzm dzialan Reagana (i Busha) oznaczal odwrocenie sie tylem od potrzebujacych, zamkniecie oczu na niesamowita pazernosc, ktora w przypadku skandalicznego zignorowania problemow instytucji oszczednosciowo-pozyczkowych, bedzie kosztowac podatnikow 500 miliardow dolarow. Rownoczesnie ten sam "konserwatyzm" wykazywal (i wykazuje) absolutna latwosc w uzywaniu panstwowej palki (co ma niby byc zupelna anatema dla konserwatystow) do forsowania swojego waskiego i nietolerancyjnego zrozumienia moralnosci. A wiec ten rzeczywisty konserwatyzm to ideologia ekonomicznego oportunizmu motywowanego przez waskie pojecie wlasnych interesow, polaczona z panstwowo sankcjonowana aktywnoscia spoleczna, ukierowana nie na polepszenie bytu wszystkich, ale na odgrodzenie i zneutralizowanie elementow "nieslusznych i nieposlusznych". Zaczalem od Polski, a przyklad daje amerykanski. Dlaczego? Ano dlatego, ze nie widze zadnej roznicy pomiedzy polskim a amerykanskim, i zadnym innym konserwatyzmem. Tym praktycznym, bo juz ustalilismy, ze rozwazanie pojecia konserwatyzmu na podstawie jego domniemanych, utopijnych wartosci, tyle ma sensu co dyskusja o bylych Demoludach przez pryzmat osiemnastowiecznego utopijnego socjalizmu. I do moich, i do krajowych konserwatystow odnosza sie madre slowa ... trafnie okreslajace juz ponad 200 lat temu istote praktyki konserwatyzmu *Conservatism offers no redress for the present, and makes no preparation for the future. - Benjamin Disraeli.* No to co to jest ten konserwatyzm naprawde? Ano w znakomitej i praktycznej wiekszosci wlasnie taki leniwy, glupi, zapatrzony w siebie, otyly i bezwzgledny potwor opisany powyzej. Ale przeciez to nie o to naprawde chodzi. Chodzi bowiem o to, zeby prawa jednostki byly wazniejsze niz moc panstwa, zeby mechanizmy ekonomiczne byly naturalne, a zatem nie sterowane sztucznie przez panstwo, zeby (w celnym zwrocie Wlodka Holsztynskiego) panstwo bylo biedne a ludzie bogaci. O to chodzi. Ale komu? Tym co sie tak chetnie nazywaja konserwatystami? Wcale nie. Powyzsze credo to podsumowanie linii edytorskiej i politycznej <>, ktory okresla sie jako liberalny ("extreme centre"). Liberalny!! Coz z tego wynika? Otoz to, ze konserwatyzm uzurpuje sobie prawo do pozycji moralnej wyzszosci; zwlaszcza ponad zdyskredytowanym panstwem socjalnym, i zwlaszcza po bankructwie "realnego socjalizmu". Ale gdy sie blizej konserwatywnej praktyce przyjrzec, to okazuje sie ona byc oportunistyczna kukulka, ktora wypycha przy pierwszej okazji wszystkie mysli, ktore zagrazaja jego prymitywnemu i egoistycznemu pojeciu wlasnego interesu. Tak jak ideologie socjalizmu i komunizmu byly okrutnym zartem cynicznych tyranow, tak konswerwatyzm jest slepa uliczka ucieczki dla tych, ktorzy nie potrafia spojrzec dalej i glebiej niz wlasne paranoje i kieszenie. Jacek Walicki ______________________________________________________________________ "Wprost", 17.04.1994; wpisal J. K_uk INSUREKCJA POD PRZYMUSEM ======================== Wiosna 1794 r. Rosjanie nie mogli sie doczekac, kiedy powstanie wreszcie wybuchnie. Potrzebowali jakiegos pretekstu do ostatecznego rozbioru Polski. *Zaczelo sie od nieudanej proby samobojstwa. W lutym roku 1794 do Drezna w Saksonii, gdzie w Hotelu Polskim mieszkal Tadeusz Kosciuszko, przybyl w imieniu krajowych spiskowcow emisariusz Prozor. Nie mogac naklonic generala do objecia dowodztwa nad powstaniem, zamknal sie z nim w pokoju "i z nabitym pistoletem w reku oswiadczyl mu, ze tu sobie zycie odbierze, jezeli Kosciuszko trwac bedzie dalej w odmowie ratowania ojczyzny". Zamiast jednego Prozora zginac mialy dziesiatki tysiecy. Pietnascie tysiecy ludzi wymordowali Rosjanie w slynnej rzezi po zdobyciu Pragi, dwadziescia piec tysiecy wywieziono na Syberie. A Prozor dozyl sedziwego wieku patriarchy.* General Tadeusz Kosciuszko poczatkowo ani myslal stawac na czele powstania, skoro nie mozna bylo liczyc na udzielenie Polsce pomocy ani przez Francje, ani przez inne panstwo. "Zwazylem rzecz - pisal wowczas - widze ja niedojrzala, chca mnie wziac za naczelnika, ale poki nie ujrze, ze jest z czym zaczac i utrzymac sie, nie chce ni kraju, ni siebie na srozsze jeszcze wydawac nieszczescia". Ocenial, ze aby insurekcja miala jakiekolwiek szanse powodzenia, liczba powstancow na poczatku powinna wynosic przynajmniej 100 tys. ludzi, a potem wzrosnac do dwustu. Nigdy nie osiagnela nawet polowy pierwszej z tych liczb. W Warszawie tymczasem podniecenie spiskowcow osiagnelo poziom wrzenia. Bankier Kapostas zachecal do cierpliwosci, bo "lepiej, by tysiac zginal niz sto tysiecy przez nasza nierozwage", okrzyknieto go jednak zdrajca. Gdy sie rozejrzec po kraju, w istocie nie widac bylo szczegolnego zapalu do walki. 7 maja 1793 r. szlachta wielkopolska skladala tlumnie przysiege na wiernosc krolowi pruskiemu. Na oltarzu kosciola jezuitow zawieszono portret tlustego Fryderyka Wilhelma II, przed ktorym przysiegali Polacy. Kosciol byl katolicki, krol protestancki, a portret trudno bylo nazwac arcydzielem. W dodatku osoba, ktora przedstawial, skutecznie realizowala marzenia wszystkich swoich poddanych plci meskiej o tym, o czym w kosciele monogamicznym nawet myslec nie wypadalo. Przy tym trudno bylo ocenic, czy krol jest bardziej lubiezny, czy pobozny. Po zlozeniu przysiegi na krucyfiks przyszedl czas na czesc rozrywkowa imprezy. Coz to byla za uczta! Na 1300 nakryc. Na worki rozdawali Prusacy szlachcie duze i male zlote medale. Wina nie brakowalo i wsrod salw armatnich wznoszono toasty za zdrowie monarchy: "Vivat Fryderyk Wilhelm!". Wieczorem bal na 1000 osob w palacu Gurowskich, iluminacje i muzyka na rynku trwala do bialego rana. Tak samo bawiono sie w Gdansku, Toruniu, Lesznie, Wschowie, Wolsztynie, Piotrkowie i innych miastach. Wiosna 1794 r. Rosjanie doczekac sie nie mogli, kedy powstanie wreszcie wybuchnie. Spiskowcom przygladali sie z sympatia. Trzeba im bylo jakiejs ruchawki jako pretekstu do ostatecznego rozbioru Polski. Gubernator carski, a wlasciwie pelnomocny minister Igelstrm, przestepowal z nogi na noge, nie mogac doczekac sie patriotycznego wybuchu. Chwala poskromiciela Polakow pozwalala oczekiwac stosownych gratyfikacji. Slynny marsz brygady Madalinskiego Rosjanie jeszcze zignorowali, a Igelstrm pisal z zadowoleniem do Platona Zubowa, ze polska szlachta jest juz dosyc mocno podniecona przeciw Rosji. Tego 22-letniego oficera wydlubala caryca ze swej gwardii wraz z jego bratem Walerianem. W 1794 r. Zubow trwal w lapczywym oczekiwaniu, kiedy wreszcie mozna bedzie sie dobrac do resztek Polski i wzbogacic swoj juz bardzo znaczny majatek. Kosciuszko przybyl do Krakowa 23 marca 1794 r. Nastepnego dnia stanal na krakowskim rynku, by oglosic akt wybuchu powstania. W tym czasie jedni mieszkancy miasta wiwatowali na jego czesc, inni - z prezydentem Krakowa, Lichockim - pakowali kufry i w oczekiwaniu na najgorsze zbierali sie do ucieczki. Tak wiec powstanie - troche popychane przez spiskowcow, troche prowokowane przez Rosjan - sie zaczelo. Jak wiadomo, w tym czasie przytlaczajaca wiekszosc narodu stanowili chlopi. Najslynniejszy z nich, Bartosz Glowacki, pochodzil z Rzedowic pod Miechowem, stanowiacych wlasnosc starosty Antoniego Szujskiego. Wlasciwie Wojciech Bartosz, panszczyzniany, nalezal do inwentarza pana starosty. Mial zone i trojke dzieci - dwie corki, 10- i 6-letnia, trzecia przyszla na swiat wlasnie w 1794 r. Wypic to Bartosz lubil. Po latach mieszkaniec Rzedowic wspominal: "Jak szedl rano do roboty, wypil polkwaterek, w poludnie szedl z pola - wypil polkwaterek, a na wieczor szedl, to takze wypil polkwaterek". Kosciuszko zaraz po przybyciu do Krakowa przyznal wszystkim chlopom od 18 do 28 roku zycia przywilej walki w obronie ojczyzny, co - rzecz jasna - nie bardzo spodobalo sie szlachcie, bo ojczyzna jak najbardziej, ale robota w polu czeka. Gorzej, ze sami chlopi niezbyt rozumieli, na czym polega przywilej gwaltownej i bardzo nieprzyjemnej smierci od armatniej kuli i do wojska szli "niechetnie i tylko pod silnym naciskiem". Jan Pachonski pisal, ze w osobie Bartosza chciano sie ze wsi pozbyc "zawadiaki" i "elementu niepozadanego fermentu". No wiec "i Bartosz poszedl na wojenke, a choc sie troche zapoznil, bo sie zatrzymal w karczemce, zeby sobie wypic na odwage, to przeciez pierwszy przyszedl na armaty i zakryl czapina zapal". Ano wlasnie. Pod Raclawicami postawiono go w grupie 320 kosynierow, ktorych general Kosciuszko poprowadzil osobiscie na rosyjskie armaty. Chlopi armaty wzieli szturmem, po czym, jak to bywalo na wojnie, jeli obdzierac trupy Rosjan z rzeczy co bardziej wartosciowych. W tym czasie nieopodal stala druga armia rosyjska i przygladala sie bezczynnie rzezi swoich pobratymcow. Gdyby wowczas uderzyla na Polakow, losy powstania potoczylyby sie inaczej. Dowodzacy nia general Denisow serdecznie nie lubil wlasnie bioracego baty kolegi, generala Tomasowa, i nie kiwnal palcem. Podobno zreszta widzial ow palec co najmniej podwojnie. Zwyciestwo raclawickie, zaslugujace bardziej na miano potyczki, napelnilo Polakow zludna nadzieja. Powstanie rozprzestrzenialo sie wiec lepiej lub gorzej. Warszawa strzasnela z siebie rosyjski garnizon. Na koniec ruszyla sie i Wielkopolska, gdzie general Dabrowski zgotowal Prusakom takie lanie, ze Niemcy w przygranicznych miastach Prus pakowali manatki i wyjezdzali na zachod. Bylo wiec cos na oslode nieuchronnego finalu, ktory przyjsc musial, gdy do Rosjan przylaczyli sie Prusacy. Po bohaterskiej obronie Warszawy nastapily kleski pod Szczekocinami i katastrofa pod Maciejowicami, gdzie naczelnik Tadeusz Kosciuszko dostal sie do rosyjskiej niewoli. Po dzielnej obronie dwakroc liczniejsi Rosjanie zdobyli Prage. Delegacja kapitulujacej przed Suworowem Warszawy tak opisywala Prage po jej zdobyciu przez Rosjan: "Przejezdzajac przez Prage, widzieli okropny widok, wszedzie ziemie tak po ulicach, jako i we dworkach trupami obnazonymi zaslana, miedzy ktorymi nie tylko zolnierze, obywatele, ale tez kobiety, dzieci i Zydzi nawet widziec sie dali. Domy i dworki wszedzie porujnowane i jeszcze po wiekszej czesci palace sie". Najpierw delegacje polska Kozacy oskubali z pieniedzy i zegarkow. Potem wsrod stosow trupow poslowie spotkali sie z rosyjskim generalem. Poplynelo angielskie piwo, wegierskie i francuskie wino, rozmowy byly pelne uprzejmosci i wzajemnej atencji. 9 listopada 1794 r. magistrat Warszawy wital wkraczajacego do stolicy Suworowa chlebem i sola. On sam raportowal do Katarzyny: "Na Pradze ulice i place zaslane byly cialami zabitych, krew lala sie strumieniami, zaczerwienione wody Wisly niosly ciala tych, ktorzy szukajac ratunku, utoneli w jej nurtach". Zawiodly od poczatku zludne nadzieje na pomoc Francji, ktora polskie powstanie byc moze uratowalo przed kleska, lecz ktora nawet zlamanego grosza dac nie chciala na uzbrojenie insurekcji. Prusacy zasadniczo nie poszli sladem Rosjan i zamiast wykosztowywac sie na wysylanie i utrzymanie tysiecy jencow na Syberii, na drodze procesow sadowych karali szlachte grzywnami. Kraj pograzyl sie w zalobie, na zachod ruszyla nowa fala emigrantow, myslano juz o walce o wolnosc ojczyzny przy boku Francji. Wiekszosc ludnosci z prozaicznych wzgledow musiala jednak pozostac w domu. Zycie toczylo sie dalej. W Warszawie i Poznaniu, gdzie rzadzili pruscy urzednicy, blysnelo swiatlo znakomitej gospodarczej koniunktury. Interesy szly jak nigdy. Na rynek wkroczyly pruskie banki, oferujac ogromne i tanie kredyty, na ktore szlachta rzucila sie z rownym entuzjazmem, z jakim przed chwila przepedzala z Wielkopolski pruskie garnizony. Ceny majatkow szly ciagle w gore, wiec zadluzano sie i dokupowano nowe, sprzedawano i zarabiano. A przy tym duzo wina i jeszcze wiecej kobiet. Niedawno insurekcyjny general, ksiaze Jozef Poniatowski, za pozyczone od Prusakow pieniadze urzadzal teraz kanonady korkow od szampana i konne szarze na golasa. Kraj bynajmniej nie zasnal i nie obudzil sie w roku 1806, gdy wraz z cesarzem Napoleonem pojawila sie kolejna szansa na odzyskanie niepodleglosci. Od dwustu lat tocza sie spory, czy powstanie 1794 r. w ogole mialo jakis sens. Jedni powiadaja o jego roli w ksztaltowaniu narodowej swiadomosci pod zaborami, inni zas mowia o jej deformowaniu przez kolejne, okupione tysiacami ludzkich istnien, a skazane z gory na niepowodzenie powstancze zrywy. Przed insurekcja 1794 r. splajtowaly warszawskie banki, wsrod nich najwiekszy - bank Teppera. Na lodzie pozostali jego akcjonariusze i wystawieni do wiatru wlasciciele depozytow. Gdy wybuchlo w Warszawie powstanie 1794 r., tlum zrujnowanych warszawiakow skorzystal z okazji, wdarl sie do palacu bankiera i poturbowal go tak, ze ten po kilku dniach zmarl. O ironio, Tepper splajtowal, poniewaz pozyczyl pieniadze krolowi Stanislawowi Augustowi na wojne z Rosja w 1792 r. Ale Tepperom pomnikow sie u nas nie stawia. Dariusz Lukasiewicz ________________________________________________________________________ Z cyklu: Kacik Kulinarny Jurek Karczmarczuk MOUSSAKA ======== Mimo niejakiego doswiadczenia zyciowego baklazany ciagle mnie fascynuja. Nie rozumiem jak to wlasciwie jest, ze mozna z nich robic takie pyszne rzeczy. Jak ktos nie zna, to niech kupi, przekroi, przyjrzy sie i sprobuje gabczastego, nijakiego miazszu, zostawiajacego troche nieprzyjemny posmak. I da sobie spokoj na pare lat. Tymczasem ten fioletowy dziwolag jest podstawa calej symfonii kulinarnej srodziemnomorskiej, bez baklazanow nawet zwyklej <> nie zrobisz. Dzis wiec tradycyjne danie greckie, moussaka. (Wymawiac <>, ale pozwolcie mi zachowac pisownie francusko-grecka). Ten przepis jest dedykowany jako czysta prowokacja Kostkowi Skandalisowi z Krety, w nadziei, ze jego zona Ewa sie zezli i przysle nam jakies wyrafinowane opracowanie, ktorego w moich ksiazkach kucharskich nie znajde. Z gory dziekuje. Dolaczam przyslane mi przez Kostka wariacje. Jest to (powinna byc!) *duuza* zapiekanka. Proporcje podamy wiec zgrubsza na 6 osob, choc jeden moj niemiecki przyjaciel potrafi tyle zjesc sam. Upolowac kilogram lopatki baraniej, bez kosci, raczej chudej. Baranine mozna zastapic innym miesem, ale winno ono miec swoj charakter. Ewa Skandalis proponuje cielecine. Jest to kwestia wywazenia proporcji miedzy delikatnoscia podniebienia, a upodobaniem do ostrzejszych wrazen smakowych. Jesli mieso bedzie tluste, moussaka moze wyjsc calkiem dobra, ale pod warunkiem spozywania jej *bardzo* goracej. A jak jest chude, to moussaka na zimno jest tez bardzo smakowita. Poltora kilo baklazanow, 3 spore cebule, 2-4 zabki czosnku, 4 pomidory, moze byc wiecej, ale uwazac, bo moussaka moze sie rozleciec. Bedzie jeszcze przecier pomidorowy, ale to pozniej. Do tego pare lyzek oliwy, kubek bulionu, duza lyzka slodkiej czerwonej papryki, sol, pieprz, cztery jajka, pietruszka, tymianek. Oj, nabiega sie Niewolnica Domowa przygotowujac Szefowi wszystkie skladniki. Zakasujemy rekawy i odmawiamy krotka litanie do Apollina. Myjemy baklazany, obieramy je ostrym nozem w podluzne "wstazki", jak ogorek. Skorke zostawiamy. Baklazany kroimy w grube plastry, przesypujemy sola i zostawiamy na sicie przez godzine, aby stracily goryczke. Kroimy drobno cebule, podsmazamy na oliwie, kroimy mieso na dosc drobne kawalki i ostro podsmazamy z ta cebula. Dodajemy czosnek, pomidory, wlewamy bulion i zostawiamy przez pol godziny na wolnym ogniu. Pluczemy i odsuszamy plastry baklazanow i albo podsmazamy je na patelni, dosc ostro, albo rzucamy na fryture. Maja sie ladnie ozlocic. Mieso teraz grubo miksujemy, z calym sosem. Dodajemy przyprawy, rozbite jajka, pietruszke itp. Nie dodawac jajek do zbyt goracej masy ze wzgledow zrozumialych. Powazni ludzie, ktorzy (jak np. ja) profil swoj w lustrze ogladaja z pewnymi watpliwosciami, winni baklazany raczej podpiec w piekarniku przez kilkanascie minut, a nie smazyc na tluszczu. Wariacja Ewy: mieso do podsmazenia bierzemy od razu mielone. Siadamy na chwile i wypijamy szklaneczke Retsiny. Mimo zmeczenia zaczyna wiec nami rzucac, co pozwala kontynuowac prace. <> Naczynie do zapiekania smarujemy oliwa i kladziemy na dno i sciany skorke z baklazanow, fioletowa strona do spodu, tj. po wyjeciu na zewnatrz. Wypelniamy naczynie przekladajac warstwy miesa i baklazanow. Pokrywamy gore reszta skorki i smarujemy oliwa. Pieczemy w goracym piecu, ok. 200 stopni, przez 50 minut do godziny. W zasadzie powinno sie to zapiekac w lazni wodnej, ale robilem i bez. Wyrzucamy delikatnie z formy na duzy talerz i dziwujemy sie wzorkowi uformowanemu przez skorke. Moussaka winna sie trzymac. Jesli sie rozleci, to albo bylismy zbyt energiczni, czyli za malo zmeczeni robota, albo mowimy sobie: aha, oczywiscie znowu dalismy popalic i cos zapomnielismy - tym razem jajka. Wariant Ewy, tym razem dosc istotne dwie modyfikacje: Pierwsza: dolaczamy do przepisu ziemniaki. Niezbyt cienkie plastry obsmazone, lub - dietetycznie - uprzednio ugotowane w mundurkach. Nie wiem co o tym sadzic. Jeden znajomy Grek z Aten, z cala pewnoscia dobrze zorientowany, stwierdzil, ze jest to okrutne znieksztalcenie oryginalu i ze nie wolno. Z drugiej strony, Skandalisowie mieszkaja na Krecie i tez wiedza co jedza, a ponadto w malej knajpie pod Akropolem sam jadlem moussake z ziemniakami. Druga modyfikacja: nie dodajemy jajek; mase miesna zageszczamy jedna - dwiema lyzkami bulki tartej, a calosc zalewamy beszamelem. Wtedy zapiekac na ostro, zadna laznia wodna! No, ale w koncu jest gotowe. Zalewamy podgrzanym rzadkim przecierem ze swiezych pomidorow - dwie, trzy szklanki. Mozna dzwonic. Co pic do tego. Hm... Korci mnie, zeby zasugerowac bardzo przyzwoite czerwone Naoussa, pod warunkiem, ze ktos zgadnie jak sie nazywa prowincja, z ktorej to wino pochodzi; dla ulatwienia dodam, ze nazwa tej prowincji jest przedmiotem ostrego sporu Grekow z sasiadami. Wiec moze jednak cos mniej niebezpiecznego, np Mavrodaphni z Patras. Problem w tym, ze tutaj trudno to kupic, bo przez znana polityke francuska obce wina sa na cenzurowanym. <> Wiec wzdychamy, stwierdzamy, ze winno to byc wino nie za bardzo garbnikowe, moze byc dosc kwaskowate, ale raczej skoczne o owocowych skojarzeniach, i otwieramy butelke Beaujolais-Villages. <> Jurek Karczmarczuk _________________________________________________________________________ Redakcja "Spojrzen": spojrz@k-vector.chem.washington.edu Adresy redaktorow: krzystek@u.washington.edu (Jurek Krzystek) zbigniew@engin.umich.edu (Zbigniew J. Pasek) karczma@univ-caen.fr (Jurek Karczmarczuk) bielewcz@uwpg02.uwinnipeg.ca (Mirek Bielewicz) Copyright (C) by Jurek Karczmarczuk (1994). Copyright dotyczy wylacznie tekstow oryginalnych i jest z przyjemnoscia udzielane pod warunkiem zacytowania zrodla i uzyskania zgody autora danego tekstu. Poglady autorow tekstow niekoniecznie sa zbiezne z pogladami redakcji. Numery archiwalne dostepne przez anonymous FTP z adresu: k-vector.chem.washington.edu, IP # 128.95.172.153. Tamze wersja PostScriptowa "Spojrzen". _____________________________koniec numeru 102___________________________ .